goo_gu |
Wysłany: Wto 23:20, 09 Maj 2006 Temat postu: |
|
night-kid napisał: |
On był jak głodny wilk. Każdej nocy. I każdego poranka. Nigdy nie nasycony, nie odchodził, póki nie zaspokoił głodu. Posługując się tym wilczym instynktem, zawsze znajdował drogę do niej. Szybko, cicho.... zawsze niespodziewanie. Bo czyż owca spodziewa się ataku wygłodniałego drapieżnika? A potem... Gdy już był... Gdy już ją brał... przyjmowała to. Niczym owieczka, której wilk przegryza gardło, wiedząc, że to koniec, przyjmuje swój los z cicho rezygnacją. ...” |
Hehe dobre to było Tak Bill owcożerca, wilkołak, yeti, człowiek z gór, powtór z loch ness... dobre, dobre
Cytat: |
Trójka małych dzieci, przysiadła wokół fontanny. Dwaj chłopcy i dziewczynka. Dziewczynka miała dwa kucyki. Lizała czerwonego jak krew dziewicy lizaka. |
Nie no z tym lizakiem to jest niesmaczne....
Cytat: |
I znów, wejdzie na szafot. Będzie owcą pożeraną przez wilka, domem trawionym miłosnymi, destrukcyjnymi pieszczotami ognia, dzieckiem bawiącym się wokół fontanny, rozbitkiem. Zmęczonym ale szczęśliwym. |
Dużo ma dziewucha wcieleń... może zostać KaMeLeOnEm... :>
Cytat: |
On był jak młody Bóg. Jak gilotyna, jak wygłodniały wilk, jak ogień zespalający się z domem, jak fontanna wytryskująca znienacka rozkoszną wodą, jak morze, pochłaniające okręt, a jednocześnie jak wyspa, oferującą mu tak potrzebny odpoczynek, bezpieczne schronienie... |
No niby wygłodniały wilk, ale jednak też proponuje mu rolę KaMeLeOnA, on ma więcej wcieleń niż ta dziewczyna!!
Cytat: |
Tak więc jest noc. Księżyc wyszedł na granatowy aksamit nieba, wraz ze spłodzonymi ze słońcem gwiazdami. Zaraz się zacznie. Bajka której nie było... |
Czy tutaj nawet sklepienie niebieskie musi mieć ze sobą romans ?!?!
Cytat: |
Potrzebuje tylko do zaspokojenia podstawowego instynktu. |
Nie zgadzam się, że podstawowym instynktem człowieka jest chęć uprawiania seksu!! A chociażby taki najprostszy instynkt przetrwania?! Wątpię żeby Bill zamiast przetrwać wolał się pieprzyć na lewo i prawo... to też tak troche przesadzone jest...
Cytat: |
A on, ostrożnie, niczym wiatr muskający wykrwawiającą się zwierzynę, zsunął z jej ramion cieniutkie skrawki materiału, utrzymującą krótką sukienkę. Czerwoną. Jak krew dziewicy, którą już od dawna nie jest. |
Cytat: |
Prawie identyczną jak ta, która wiele tygodni temu splamiona została jej dziewiczą krwią. |
Krwawa z deka ta historia... to nie bajka! To thriller!
Cytat: |
Jest naga. Naga i gotowa. Spragniona.... Nie trwa to długo, już po chwili, twardy, męski członek wbija się w jej wilgotną kobiecość. Delikatnie, powoli.... jak dziewczynka wsuwająca lizaka do ust... |
Twórcze porównanie ... Nigdy nie dam mojej siostrzenicy lizaka! Cuksy będzie wpieprzała :[
Cytat: |
Nagle, gilotyna ścina łeb owcy, dom runie, fontanna gasi ogień, dzieci znajdują rozbitka, ratując mu życie... Z ust czarnowłosego chłopaka wydobywają się najpiękniejsze słowa na świecie. Zdania bez słów, słowa bez liter.... Te niepowtarzalne. Wydarte z głębin duszy... Tak szczere. Książka się zamyka.
Bill wziąwszy zmęczoną dziewczynę w ramiona, wyszeptał z pełnym przekonaniem: „ Kocham cię. I niech świat się o tym dowie...” |
Ten moment był ekstra!! Chociaż krew się nie lała... AA PRZEPRASZAM! Lała się, jak owcy głowę odrąbali... ale poza tym to bomba! |
|
night-kid |
Wysłany: Wto 22:25, 02 Maj 2006 Temat postu: Gilotyna wilk ogień fontanna rozbitek. Bajka której nie było |
|
Leżąc w białej pościeli, Dzień po dniu Noc po nocy. Odwieczny proces na gilotynie. Każdej nocy i każdego poranka wchodziła na szafot. Kładąc głowę pod ostrze, swoje ciało składając mu w darze, serce w ręce. I nigdy nie wiedziała, czy ostrze opadnie na jej szyje, przecinając wątłą nić życia. I czy jej serce nie wyląduje na zimnej posadzce brukając jej biel czerwienią krwi. Pewna była tylko, ze jej ciało nie zostanie odrzucone. Bo czyż wygłodniały wilk daruje życie zbłąkanej owieczce? On był jak głodny wilk. Każdej nocy. I każdego poranka. Nigdy nie nasycony, nie odchodził, póki nie zaspokoił głodu. Posługując się tym wilczym instynktem, zawsze znajdował drogę do niej. Szybko, cicho.... zawsze niespodziewanie. Bo czyż owca spodziewa się ataku wygłodniałego drapieżnika? A potem... Gdy już był... Gdy już ją brał... przyjmowała to. Niczym owieczka, której wilk przegryza gardło, wiedząc, że to koniec, przyjmuje swój los z cicho rezygnacją.
Potem obraz się urywa... Nie są już wilkiem i owcą, nie reprezentują już odwiecznych praw łańcucha pokarmowego. Teraz byli jak ogień. Ogień, który oblega palący się budynek. Liże jego ściany, brutalnie wdziera się w jego najciemniejsze, najciaśniejsze, najskrytsze zakamarki. A dom? Dom płonie. Jęczy, krzyczy... taki chętny...Ale jakby obojętny, wobec swego losu... tak mocno związany z ogniem, który przecież go niszczy. Ona wiedziała. Wiedziała, że tak jak ogień niszczy dom, tak i ta miłość niszczy ją. Wypala od środka....
Potem ogień znikał, dom się spalał. Nie było już płomieni, ni płonącego nimi budynku.
Mała fontanna
Na środku niewielkiego placyku w nieznanej mieścince.
I wschód słońca, nowa nadzieja idąca za nowym dniem.
Zgaśnie, gdy słońce oświetli plugawa, pełną grzechy, zła i zepsucia ziemie. Znikną złudzenia.
Ale tymczasem...
Trójka małych dzieci, przysiadła wokół fontanny. Dwaj chłopcy i dziewczynka. Dziewczynka miała dwa kucyki. Lizała czerwonego jak krew dziewicy lizaka. Cała trójka z niecierpliwym oczekiwaniem wpatruje się w fontannę. I nagle, znienacka, co za rozkosz! Gdy ich skóra, rozgrzana zabawą doznaje ulgi pod dotykiem zimnej wody, która tak niespodziewana, po tak cierpliwym, radosnym oczekiwaniu dzieci, wytrysnęła w gore…........
Tak ona się czuła. Jak małe dziecko, bawiące się wokół fontanny, rozgrzane zabawą, rozkoszuje się dotykiem zimnej wody.
Wioska się oddala. Znika widok bawiących się dzieci.
Co było teraz?
Rozbitek. Wielka katastrofa. W oddali tonący okręt. Wyczerpany, ale jakże szczęśliwy człowiek ostatkiem sił dopływa do samotnej, bezludnej wyspy. Jest szczęśliwy, bo żyje. Nie myśli o tym, co będzie dalej. Jest sam, na bezludnej wyspie. Bez jedzenia, bez wody. Nie myśli o tym. Jest szczęśliwy. I zmęczony.
Tak jak ona. Tak zmęczona, choć przecież, nie przepłynęła morza, nie wygrała biegu, nie strzeliła gola. Była zmęczona. Ale jakże szczęśliwa.....
Tak się kończy ta bajka. Znów w krainie rzeczywistości, leży wśród wzburzonej pościeli, gorącej od namiętnej miłości. Od radosnego aktu, który właśnie się zakończył.
Tymczasem za oknem znów zapada zmierzch. Ta ciągłość, ustalona przez Boga na początku świata, denerwowała ją. Czy jej, opowiadana no noc i co ranek opowieść też została zaplanowana? By powtarzała się w rytm dnia i nocy? Dzień i noc. Złączeni miłosnym uściskiem, zawsze byli razem. Jedno pociągało za sobą drugie...
I znów, wejdzie na szafot. Będzie owcą pożeraną przez wilka, domem trawionym miłosnymi, destrukcyjnymi pieszczotami ognia, dzieckiem bawiącym się wokół fontanny, rozbitkiem. Zmęczonym ale szczęśliwym. I na tym bajka się kończy...
Bo jaka była prawda?
Do kogo należało ciało dziewczyny?
Kto co noc i co ranek był nieodłącznym elementem niekończącej się opowieści?
Na kogo teraz, gdy noc otulała ziemie, niczym troskliwa matka dziecię, czekała ona?
Kto daje jej tyle radości, rozkoszy? Co bólu i strachu....
Dla kogo przebywała w ciągłym cieniu?
On był jak młody Bóg. Jak gilotyna, jak wygłodniały wilk, jak ogień zespalający się z domem, jak fontanna wytryskująca znienacka rozkoszną wodą, jak morze, pochłaniające okręt, a jednocześnie jak wyspa, oferującą mu tak potrzebny odpoczynek, bezpieczne schronienie...
Cicha woda, mówią o takich jak on. Bo czy ktoś, patrząc w te tajemnicze, brązowe oczy, w tę niewinną jak u anioła twarz, domyślał się, że gdy zejdzie ze sceny, gdy już pogasną wszystkie światła, gdy czarny minibus zajedzie pod hotel, on pójdzie do swojej.... dziewczyny? Czy była nią? Czy tylko czymś w rodzaju kurtyzany, prywatnej dziwki? Przychodził do niej kiedy chciał, robił z nią to, co chciał i odchodził. Kiedy chciał. Nie mogła nic zrobić, by go zatrzymać. Gdy próbowała, nachylał się nad nią i mówił: „ Wiesz, że muszę iść.”. Ale musiał coś do niej czuć, skoro przychodził do niej każdej nocy i każdego poranka. Może to tylko pożądanie. Żądza. Silna, niemal zwierzęca. Ale to było już coś. Dla niej, gotowej żebrać o jego miłość, w zupełności to wystarczało.
Tak więc jest noc. Księżyc wyszedł na granatowy aksamit nieba, wraz ze spłodzonymi ze słońcem gwiazdami. Zaraz się zacznie. Bajka której nie było...
I nagle, książka się otwiera, drzwi do pokoju uchylają się i wchodzi on. Nie widzi jego twarzy. Mała lampka nie zwalcza ciemności nocy. Tak jak i ona nie może zwalczyć tej chorej miłości do niego. Wszystko w niej krzyczało, pełna była sprzecznych myśli... Wiedziała, że on ją wykorzystuje. Potrzebuje tylko do zaspokojenia podstawowego instynktu. Dalej nie było nic. Ale choćby uszczknąć jego... szczyt marzeń tysięcy młodych dziewcząt, który zdobyła...
Niczym wilk, zachodzący po cichu swoją ofiarę, zaszedł ją od tyłu, chowając jej dłonie w swoje, niczym wilk rozkoszujący się wonią konającej ofiary, wodził ustami po jej szyi.... A ona wiedziała, że tak jak umierająca owieczka, tak i ona mu się podda. A on, ostrożnie, niczym wiatr muskający wykrwawiającą się zwierzynę, zsunął z jej ramion cieniutkie skrawki materiału, utrzymującą krótką sukienkę. Czerwoną. Jak krew dziewicy, którą już od dawna nie jest. Przez niego. Ale to teraz nie ważne. Jest tu. Jest z nią. To wszystko. Bajka trwa. Odwrócił ja przodem do siebie. Widziała to. Widziała w jego brązowych oczach. Wilczy głód. Wilk wgryza się w ofiarę. On, delikatnie, wgryzając się lekko i ssąc mocno przylgnął ustami do szyi dziewczyny. Przestaje być owieczką. Zamienia się w dom, kuszący ogień. Jej delikatne dłonie sprytnym ruchem wsuwają się pod przepoconą koszulkę, by po chwili zdjąć ją z kochanka i rzucić w mroczną przestrzeń nocy. Ogień wybuchł. Szaleńczo, ale jednocześnie jakże delikatnie, rzucił ją na łóżko. Na wspaniałe łóżko z białą pościelą. Prawie identyczną jak ta, która wiele tygodni temu splamiona została jej dziewiczą krwią. Językiem gorącym, niczym języki ognia, wodził po jej ciele, gorącym jak płonący dom. Konający dom jęczy, ona też. Cicho, nieśmiałe... Nie odpycha go. Jednak, nie tak jak ogarnięta ogniem budowla, zamyka go w sobie, przyjmuje i otula. Całuje i pieści... Bajka się urywa. Po co bajki, skoro rzeczywistość jest o tyle wspaniała? Czuje to. Czuje, jak parząca ją niemal bielizna, choć tak cienka, ustępuje pod dotykiem jego wprawionych dłoni. Jest naga. Naga i gotowa. Spragniona.... Nie trwa to długo, już po chwili, twardy, męski członek wbija się w jej wilgotną kobiecość. Delikatnie, powoli.... jak dziewczynka wsuwająca lizaka do ust... Są już jednością. Jak noc i dzień... Odwieczna idealna jedność, której by chyba sam Bóg nie stworzył... jego ostrożne, ale stanowcze ruchy w jej wnętrzu.... Dzieci spragnione ochłody, ciała pragnące spełnienia.... I jest. Fontanna tryska... Ekstaza ogarnia parę kochanków, złączonych aktem miłości.
Są zmęczeni. Zmęczeni, ale szczęśliwi. Zaspokojeni.
Rozbitek dopływa do wyspy...
Tu bajka się kończy.
Znów jest ona. Rzeczywistość.
Znów leży we wzburzonej pościeli. A obok niej obiekt nieodwzajemnionej miłości tysięcy dziewczyn. Ona, ukryta kochanka. Schowana przed światem. On, młody Bóg. Wokalista Tokio Hotel. Czarne włosy przyklejone do spoconej twarzy. Bill i jego bezimienna kochanka. Miała, rzecz jasna imię, ale tylko nieliczni je znali, nieliczny wiedzieli o dziewczynie ukrytej w hotelowym pokoju Billa Kaulitza. I tak miało zostać. Nagle, gilotyna ścina łeb owcy, dom runie, fontanna gasi ogień, dzieci znajdują rozbitka, ratując mu życie... Z ust czarnowłosego chłopaka wydobywają się najpiękniejsze słowa na świecie. Zdania bez słów, słowa bez liter.... Te niepowtarzalne. Wydarte z głębin duszy... Tak szczere. Książka się zamyka.
Bill wziąwszy zmęczoną dziewczynę w ramiona, wyszeptał z pełnym przekonaniem: „ Kocham cię. I niech świat się o tym dowie...” |
|